sobota, 28 lutego 2015

Kto mi dał skrzydła?

Tytuł nawiązuje do książki biograficznej o Janie Kochanowskim. Nigdy mi nie podeszła i jej nie przeczytałam do końca, ale tytuł ma fajny i i pasuje do dzisiejszego postu.
Zawsze miałam skłonność do rzeczy niepraktycznych. A najgorzej jest, gdy owa skłonność pomiesza się z fisiem na temat jakiejś postaci. Na ogół jest to czerwony kapturek (nie wiem dlaczego) albo anioły. A ponieważ nie miałam co z czasem zrobić (maszyna dalej nie daje znaków życia), przez kilka godzin dłubałam skrzydła... Nie mogłam nigdzie znaleźć tutorialu na lalkowe skrzydła (w sumie to się nie dziwię), więc wykombinowałam własną metodę. Zrobiłam w niej kilka błędów (na przykład wyciełam je oddzielnie). Każde piórko przyciełam, żeby miało odpowiedni kształt. Są na stelażu z drutu pokrytego dwoma warstwami papieru. Wieczorem zrobiłam jeszcze prostą sukienkę, bo swetra to już by nie założyła :p

Tu skrzydła od tyłu. Żeby nie było, że tylko z jednej strony oblepiłam piórkami :)



Chyba moje ulubione zdjęcie :)

Byłby ktoś ciekawy, jak zrobić takie skrzydła? Są bardzo proste, tylko troszkę pracochłonne. I strasznie niepraktyczne :)

wtorek, 24 lutego 2015

Pokój!

Każdy komentarz sprawia mi ogromną radość. Chociaż nie odpowiadam na wszystkie, każdemu komentującemu jestem ogromnie wdzięczna!
Przez kilka ostatnich dni byłam w celach rodzinnych (niezbyt przyjemnych) w Warszawie. Przywiozłam stamtąd maszynę do szycia firmy Pokój, która należała kiedyś do mojego dziadka. Szył on w  PRL-u kożuchy na zamówienie, więc maszyna musi być dosyć mocna :) Jest całkiem sprawna, ma dodany silniczek i jest diablo ciężka. Oryginalnie miała być zamontowana w stoliczku, ale ja takowego nie posiadam i wydaje mi się, że się bez niego obędę. Przepraszam za bałagan na biurku, bardzo chciałam dać jakiś znak życia i pochwalić się maszyną, więc robiłam zdjęcia na szybko i nawet go nie zauważyłam :)


A to jest domontowany silniczek :)
No to pozostało mi tylko doprowadzić ją do porządku, wykombinować jak ją obsługiwać i szyć :)

wtorek, 17 lutego 2015

Płaszcz podejście pierwsze

Na wstępie chciałam powiedzieć, że bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Bardzo zachęcają do dalszej pracy :)
Remont twa dalej. Chwilowo mam w pokoju dwa biurka ( w sumie praktyczne, więcej powierzchni do pracy). Czas dla lalek nadal ograniczony, wczoraj naprzykład zamiast kontynuować szycie tytułowego płaszcze musiałam trzymać półkę na książki pod odpowiednim kątem, bo jest krzywa i albo się buja, albo wisi w powietrzu.
Wynikła jeszcze jedna komplkacja, mianowicie ręka Laurence ułamała się na amen i w chwili obecnej trzyma się na taśmę klejącą, rękaw płaszczyku i słowo honoru. Wygląda na to, że jest skazana na ten ubiór aż do końca swojego plastikowego żywota.
Porcja zdjęć, w rolach głównych: komplet Laury, ręcznie robione słuchawki i moje genialne okno :D



Przepraszam za jakość i wielce genialne tła, ale robione na chybcika o siódmej rano w celu zaprezentowania płaszczyka i słuchawek :)
Pozdrawiam!

niedziela, 15 lutego 2015

sukienka

Przez remont w mieszkaniu mam coraz mniej czasu dla lalek. :( W związku z tym powstała tylko jedna sukienka. Miałam tego materiału od nagłej krwi, a nie miałam coz tym zrobić, bo myślałam, że żadnej lalce nie pasuje. Okazuje się, że Thea potrafi być całkiem urocza :)



A co do pullipanny, sprawa posuwa się do przodu :)

piątek, 13 lutego 2015

Walka trwa!

Jestem w trakcie kupowania lalki. Lalki little pullip i obitsu 21. Najpiękniejszej lalki jaką nosiła ziemia :) Istnieje jednak pewien problem, mianowicie nikt w mojej rodzinie nie ma konta na ebayu i paypala, a inaczej nie da się jej kupić :( Od jutra zależy, czy będę właścicielką tej lalki czy będę musiała zastanowić się nad jakimś zamiennikiem :)
A oto i ona. Docolla Mukku
Ma śliczną twarzyczkę i delikatny  makijaż, a do tego super czerwone włosy, mam nadzieję, że przyzwoitej jakości :) 

No to czas pokaże!

niedziela, 8 lutego 2015

No i przyszła zima :)

Thea: O, wszystko białe. Zima przyszła.

T: Czyli już nas Cahan na dwór nie zabierze. Niby zimę lubi, ale za zimnem to już nie przepada.

Tak! Mamy wreszcie zimę. Już nie będę płakać na niczyim blogu, że zazdroszczę, bo mam własną :D
Przy okazji Thea prezentuje nową bluzę i rajstopy:


Bloggerze, ty kradzieju! Oddawaj jakość!
 Zdjęcia są robione niestety bez dobrodziejstwa światła .Jestem bardzo dumna z bluzy, chociaż gdzieniegdzie widać szew to jest bardzo solidna :) Nieznoszę przyszywać ściagacza, a tutaj są aż cztery, więc gdyby wyszła jak worek to chybabym się zapłakała :) 
Pozdrawiam!

sobota, 7 lutego 2015

sukienka i pierwsza próba repaintu

Uznałam, że Laurence należy się coś od plastikowego życia, więc dostała sukienkę. Świeżo spod igły, więc dopiero gdy obrabiałam zdjęcia zauważyłam, że tasiemki nie mają opalonych końcówek.  To pierwsza taka sukienka, więc nie wyszła najpiękniej, ale i tak pasuje mi do Laury. W mojej głowie jest właśnie taka delikatna i dziewczęca, a Thea ma mój charakter, czyli jest twarda, silna i woli spodnie (szkoda, że je właśnie najciężej uszyć... :) )

Tak wygląda owa złamana ręka. Wyraźnie widać drucik, ale działa i to jest najważniejsze :)


A to tytułowa próba repaintu. Kupiłam "U Chińczyka" klona za pięć złotych (takiego, co to ma brązową głowę, białe ciało, a włosy same wypadły) i niczym nie zabezpieczając pomalowałam. To pierwszy raz, jak coś takiego robię, więc mam nadzieję, że można mi wybaczyć pewne błędy i niedociągnięcia :)

Niestety, jako że nie miałam czym zabezpieczyć, czarne pastele się lekko rozmazały. To przez to te plamy :(

Życzę miłego weekendu :)



wtorek, 3 lutego 2015

Lajf is brutal, czyli jak łatwo coś popsuć.

Poniższy tekst będzie wylaniem swoich żali na otaczający wszechświat. Wrażliwi i cholerycy niech nie czytają dla dobra swojego (w pierwszym przypadku) i mojego (w drugim przypadku. Nie chciałabym zostać zhejtowana za narzekanie).
Zapragnęłam uszyć sukienkę, wyżyć się twórczo, zdobyć trochę zdolności manualnych. Złapałam Laurence i zdjęłam jej kurtkę (tę z pseudoskóry. Można zobaczyć w poście wcześniejszym) a przedramie zostało mi w rękach. Myślałam, że po prostu wypadło, bo ostatnio tak robi, ale nie, oczywiście złamany bolec, w dodatku został w ramieniu. Mój tata, naczelny majster w rodzinie spróbował to naprawić, ale nie wierzy w powodzenie tej akcji. Ja zresztą też nie...
Laurence ma aktualnie cienki drucik w miejscu bolca, ale artykulacji jest tyle co kot napłakał. To tylko prowizoryczne rozwiązanie, ale lepsze takie, niż żadne.
Nastrój: jak u psa w studni.

piosenka, której ciągle słucham. Tak troszkę na poprawę humoru. I żeby nie było tak pusto :)



niedziela, 1 lutego 2015

Dzień 78. W końcu wyszliśmy na zewnątrz.

Liczba przypadkowa, Faktem jest, że chwyciłam aparat taty, schowałam lalki do plecaka i poszłam zrobić zdjęcie na konkurs (o tutaj). Żeby lalkom nie było zimno mają chustkę i szalik owinięte wokół szyj. Są zrobione przez moją skromną osobę na szydełku i nie umiem nic więcej na nim wykonać :D A dzisiaj rano szyłam spodenki dla Laury.
 Piękną mamy wiosnę tej zimy.
 Każdy może podróżować konno lub koleją. Ale zdecydowanie najlepszy środek lokomocji to torba od aparatu..




To tyle :) Pozdrawiam!